piątek, 4 września 2015

Serialowe przygody podwójnego agenta J-23 to klasyka polskiego kina. Serial wychował mojego dziadka, tatę i nawet trochę mnie. Reaktywacja (lub reanimacja) takich rzeczy to nie zawsze dobry pomysł. Takim wydarzeniom zawsze towarzyszą narzekania, protesty, płacze, zgrzytania zębów i ogólny rak krytyków. Słusznie?

Co tu się wyrabia?

Akcja filmu rozgrywa się w dwóch odcinkach czasowych: czasy II Wojny Światowej (1945) i czasy PRL (1975). Naziści rozprzestrzenieni po całym świecie planują powrót IV Rzeszy wraz z ponownym przejęciem władzy. Oczywiście taka impreza jest bardzo kosztowna i środki na to przedsięwzięcie może zapewnić tylko odnalezienie zaginionej Bursztynowej Komnaty. Władza socjalistyczna też chce odnaleźć zaginiony skarb. Reaktywują, więc naszego polskiego Jamesa Bonda, bo tylko on może wykonać to zadanie, jednocześnie powstrzymując nazistów. I tak właśnie przeskakujemy między dwiema datami, poznając w retrospekcjach dokładne motywy, działania i tym podobne „podziwiając” w akcji na zmianę Tomasza Kota i Stanisława Mikulskiego.

A teraz skończmy grzeczności i przejdźmy do konkretów.

Na widok blondyna Tomasza Kota w mundurze SS mnie mdliło. Ba, żeby tylko mnie. Myślę, że tak samo będzie miało 100% ankietowanych. Tomasz Kot, jako J-23 po prostu się nie nadaje i tyle. Nie uważam, żeby był złym aktorem, bo stawał na głowie i wychodził z siebie żeby dorównać pierwowzorowi będąc naturalny. Widać, natomiast, że Stanisław Mikulski dobrze się bawił swoją rolą, wracając wspomnieniami do czasów, gdy to on grał w mundurze SS i był podwójnym agentem. Jego obecność na planie to ciekawe urozmaicenie. Podobnie z Emilem Karewiczem, który „na spółkę” z Piotrem Adamczykiem grali Hermana Brunera. Adamczyk zagrał po stokroć lepiej jak Kot i to sceny z nim oglądało się najlepiej (o zgrozo!).


W kwestii ról damskich to jestem pod wrażeniem. Marta Żmuda-Trzebiatowska (którą, notabene uwielbiam oglądać nawet w reklamie szamponu) zagrała super, ale Anna Szarek grająca Ingrid przyćmiła ją mimo faktu, że na ekranie gościła krócej. Aktorka idealnie wyczuła konwencje i styl sceny gdy jej postać po raz pierwszy pojawia się w filmie i tą scenę uważam za najlepszy moment całego obrazu. Z ręką na sercu przyrzekam, że wstrzymałem oddech.

Kto gorzej?

Gromkie brawa należą się wszystkim aktorom trzecioplanowym oraz epizodycznym. Nawet statystom, za stworzenie barwnego, spójnego oraz ciekawego tła. Wyjątkiem był tylko Daniel Olbrychski, który nie raczył nawet, chociaż w małym ułamku użyć swego słynnego warsztatu aktorskiego. Już nawet postać żydowskiego telegrafisty była ciekawsza niż wykreowany przez niego przywódca nazistów. Patrząc na to nie mogłem się doczekać, aż sceny z jego udziałem się skończą i pojawi się ktokolwiek inny – nawet Tomasz Kot.

„Hans Kloss – Stawka większa niż śmierć” poza żenującą parafrazą oryginalnego tytułu i doborem kilku nieodpowiednich aktorów to dobry film. Oglądało się przyjemnie niczym typowe kino akcji, którego się ogląda dla rozrywki, i którego polscy twórcy z unikają jak ognia. Mam nadzieje, że zobaczymy wkrótce kolejny taki film, tylko bez wskrzeszania kultowych postaci (pierwsza przyczyna hejtu tego filmu wśród widzów i krytyków) oraz z lepszym castingiem (druga przyczyna hejtu tego filmu wśród widzów i krytyków).

Skomentuj:

:)
:(
=(
^_^
:D
=D
|o|
:"(
;)
(Y)
:o
:p
:P

Pisząc komentarz zachowaj kulturę. Głupie i bezsensowne komentarze oraz hejty będą kasowane.

Designed By Blogger Templates | Templatelib & Distributed By Blogspot Templates