UBI30 i Prince of Persia: Piaski Czasu
Przez drugą połowę 2016 roku Ubisoft rozdawał graczom posiadającym konta Uplay kilka tytułów gier za darmo. Wszystko w ramach celebrowania 30 rocznicy istnienia. Gracze raczej mieli gdzieś z jakiej to okazji, ale biblioteka sama się nie powiększy.
Wśród prezentów znalazły się tytuły takie jak:
- Assassin's Creed III,
- Rayman Origins,
- Splinter Cell,
- The Crew,
- Rayman 1 na urządzenia z Androidem,
- Beyond Good & Evil,
- Far Cry 3: Blood Dragon,
- Prince of Persia: The Sand Of Time
To olbrzymi podarek i takie rozdawnictwo nie zdarza się codziennie.
Tytuły są OK i nie jest to żaden syf.
Ostatnio z okazji większego luzu, chciałem w coś po naparzać, więc był to powód żeby zrobić jakiś użytek z tych gratisów. Ze wszystkich tytułów na pierwszy ogień padł Rayman 1, bo pamiętałem ją jako wymagającą i kolorową platformówkę 2D, a poza tym lubię pograć na telefonie. Przeszedłem kilka poziomów i frustracja, której się przez nią nabawiłem w wieku 8 lat wróciła. Dziecinna gra platformowa była dla mnie dalej za trudna - skocz, uderz, uderz, skocz, skocz, szybciej, skocz, dead. Jeszcze raz. Uderz, skocz, dead. To nie na moje nerwy.

Jednak potrzeba przywrócenia słodkich lat dzieciństwa, była spora i niezaspokojona. Zasięgnąłem po kolejny tytuł. "Książę..." został wydany w listopadzie 2003 i opowiada historię ziomka który ma umiejętność cofania się w czasie. Moje pierwsze starcie z tą grą skończyło natychmiast po przejściu samouczka. Dokładnie w momencie gdy trzeba było się nawalać z piaskowymi potworami, które w moim rozumowaniu powinny zdechnąć zaraz po tym jak padły na glebę.
A te wciąż się odradzały.
To się wydaje żałosne, ale nie wymagajcie niczego od 11 latka. Nie mniej jednak uznałem, że to wystarczająco nie fajne zachowanie, żeby odinstalować grę z prędkością światła. A ja tak bardzo wtedy chciałem spowalniać czas, biegać po ścianach i robić salta niczym Neo z Matrixa, który w tamtych latach był najgorętszym i najbardziej kasowym filmem wszech czasów. Cóż... Nie było mi to wtedy dane.
13 lat później...
Dzięki promocji Ubisoftu, mogłem wrócić do tej gry jako odważny, dorosły i świadomy mężczyzna. Odpalam grę z cyfrowego konta (Chryste, kto by w 2003 myślał, że płyty DVD odejdą do lamusa, jak wtedy DVD było zaawansowaną technologią, a teraz mamy wszystko digital) i w momencie ładowania myślę sobie: "sklepie te monstra, przejdę grę, będzie super".
Przeszedłem samouczek.
Pojawiły się potwory. Trzaskam lewy przycisk myszy jak oszalały, a w głowie myśl: "z padem byłoby to 1000 razy prostsze". No i tak trzaskam dalej kolejno odradzające potwory. A one wciąż się odradzają. A ja dalej je nawalam jakby to był Grunwald 1410. Po dłuższym czasie wykonywania czynności: skacz, uderz, uderz, uderz, uderz, skacz ich odradzanie się zakończyło. W końcu! Po 13 latach udało się. Z dumą ruszyłem pokonywać dalsze poziomy, składające się z toru przeszkód, latających mieczy i pułapek. I kolejnych potworów. Co gorsza okazało się, że rodzajów piaskowych przeciwników jest kilka. Tak więc znów: skacz, uderz, uderz, skacz, biegaj po ścianie.
Kryzys.
Przyjazna rozgrywka zmieniła się w monotonną w momencie kiedy przeciwnicy odradzali się w coraz większych ilościach. Co za chory typ to wymyślił. Konsolowcy może się zachwycają taką rozgrywką, ale nie komputerowa rasa panów. Kryzys nastąpił w 80% gry gdzie był poziom z windą i liczbą przeciwników przekraczającą setkę. STO. PIASKOWYCH. POTWORÓW. Jako człowiek o słabych nerwach i jeszcze słabszej cierpliwości rzuciłem to w diabły. Rage. Quit. Finał obejrzałem na YouTube.
Ktoś odpowiedzialny za model rozgrywki w Księciu Persji myślał, że to zabawne.
Mylił się. Gra sama w sobie jest w porządku. Jest bajkowa, kolorowa, jak przystało na produkcję Ubisoftu. Fabuła jest na tyle dobra, że doczekała się ekranizacji. Grafika jest fajna i robi klimat, jednak nie zwraca się na nią większej uwagi w momencie, w którym skupiasz się na spuszczaniu/otrzymywaniu batów od piaskowych strażników. Sceneria w olbrzymim zamku jest na tyle zróżnicowana, że mimo wkradającej się monotonii chce się go odkrywać, wskakiwać na gzymsy, ściany i słupy po drodze unikając pułapek. Kilka łamigłówek do rozwiązania pozwala na osiągnięcie wzwodu u konsolowca. Trochę wkurzająca jest praca kamery, ale nie uprzykrzało to w dużym stopniu rozrywki. Coś co za to zwraca uwagę w grze z 2003 roku, to system walki. Czuć, że to protoplasta systemu, który był w pierwszej części Assassin's Creed, a więc przekłada się to na wysoką grywalność mimo "sędziwego" wieku "Prince of Persia".
Powinieneś zagrać w tą grę jeżeli też dostałeś ją za darmo. Dwa, trzy wieczory wystarczają na przejście jej w całości. Z gratisowych gier od Ubisoftu wrócę na bank w przyszłości do Beyond Good & Evil, które było jednym z tych niedocenionych tytułów (chyba ze względu na zbyt ambitną historię jak dla konsolowców), a który wspominam dobrze. Póki co idę grać w Simsy. Tam nie ma skakania i uderzania.
Skomentuj:
Pisząc komentarz zachowaj kulturę. Głupie i bezsensowne komentarze oraz hejty będą kasowane.