środa, 14 marca 2018

Pamiętam czasy gdy pojawił się pierwszy sezon GoT. Podjarka była niesamowita. Ludzie z zapałem i nieukrywaną przyjemnością śledzili losy Neda Starka i jego rodziny. Cały świat żył spiskami w Czerwonej Twierdzy. Ehh…. Życie wtedy było znacznie prostsze…

Cały świat żył Grą o Tron, poza jednymi osobami…

Gośćmi, którzy wcześniej przeczytali książki. Tymi nerdami, którzy widzieli, kto za chwile umrze i dlaczego. Tymi, którzy przy każdej rozmowie na ten temat wtrącali uwagę: „książka lepsza” jakby próbowali Ci sprzedać Xiaomi. Jak miało się szczęście to zachowywali spoilery dla siebie i nie psuli rozrywki zwykłym przeciętnym śmiertelnikom. Jak się miało pecha… No cóż - wiedziało się o Czerwonym Weselu zanim Bryan wyleciał z wieży.

Nie mniej jednak, Gra okazała się kasowym hitem, mieliśmy zostać nagrodzeni w tym roku 8 – ostatnim (zgodnie z zapowiedzią) sezonem serialu, jednak jego premiera została przesunięta o kolejny rok. HBO już planuje kolejne seriale osadzone w uniwersum Westeros, a George R.R. Martin olał czytelników i w całości poświęcił się produkcji serialu. Kolejnego tomu Pieśni lodu i ognia (Wichry zimy) nie widzieliśmy od wydania ostatniej części w 2011 roku i nie zobaczymy już zapewne nigdy.

Czy to dobrze czy źle nie jest tematem tej rozprawy.

Tematem jest bowiem czy warto zabrać się za opasłe tomiszcza Gry o Tron, gdy mamy już wyjątkowo dobry serial, którego wydarzenia wyprzedziły swój papierowy odpowiednik?

Wersja na TAK:

Warto ze względu na fakt, że książka znacznie lepiej tłumaczy motywy bohaterów. O ile srebrny ekran lepiej i efektowniej przedstawia wydarzenia sagi to nie pozwala na wejrzenie im w głowy w taki sposób w jaki robią to słowa napisane na papierze. Co tak naprawdę kierowało bohaterami i dlaczego podjęli taką decyzję, a nie inną. 

Nie chcę też pisać takich banałów jak „w książce jest więcej istotnych wątków”, bo to jest oczywiste ze względu na format książki 500 stronicowej powieści, a 50 minutowego odcinka. Argumentem za sięgnięcie po papierową wersję jest doskonałe przedstawienie krainy Westeros i jej realiów. Ludzie od północy na południe opowiadają sobie historie o stworzeniu świata, całych rodów, śpiewają popularne pieśni i kochają plotkować na tematy lordów i możnowładców. Nie wiem czy istnieje równie barwna, ale jednocześnie tak spójna kraina w literaturze jak Siedem Królestw. Nie mniej jednak jest to też spora wada, o których dowiecie się czytając wersję na NIE.

W wersji na TAK znajdą się jeszcze dwa argumenty: pierwsza to filmowa narracja. Książki mają taki styl jakby były specjalnie pisane pod telewizję. To bardzo interesujący zabieg literacki, który wyróżnia George R.R. Martina na tle innych autorów. Ostatni argument przemawiający za sięgnięciem po książki to fakt zbyt małej ilości przeczytanych książek rocznie przez Polaków. Rok w rok ta sama dyskusja, ale nie jest ona bez przyczyny. Czytanie to dobra rzecz. Rozwija człowieka, więc jeżeli nie wiesz co przeczytać. Weź chociażby Grę o Tron!

Wersja na NIE:

Opisy. George R.R. Martin jest takim samym grafomanem jak Stephen King. Są miejsca, w których ciągną się totalnie bezużyteczne opisy budowli czy postaci sięgające przynajmniej cztery pokolenia wstecz, po czym często do niczego się to przydaje. Najlepszym przykładem będzie bitwa o Czarny Nurt. W serialu sama bitwa trwała relatywnie krótko. W książce każdy statek jest opisany... (rodzaj drewna, historia stoczni, śniadanie cieśli trzeciego dnia budowy, kapitan z rodziną do 4 pokolenia wstecz). Nie ważne że tych statków było ze trzydzieści, po czym wszystkie zrobiły bum, poszły na dno i tyle o nich słyszeliśmy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak miałem dość lektury; chyba czytając Przedwiośnie w szkole średniej.

Generalnie sporo tych opisów zamieniłbym na akcję lub odpuściłbym je sobie, bo to była droga przez mękę. Cieszę się, że dzięki temu Westeros jest spójnie stworzoną krainą, ale nie dziwie się że przebrnięcie przez 8 książek zajęło mi rok. Oczywiście nie narzekam na pióro autora, bo są też takie momenty w których bałem się po lekturze iść spać i niczym Joey z Przyjaciół chowałem książkę do lodówki.

Kolejnym demotywującym czynnikiem w czasie lektury to żonglowanie bohaterami. Pisarz kończy z daną postacią w krytycznym momencie i olewa jej losy zmuszając nas do czytania następnych, nieinteresujących 200 stron zanim dowiemy się co się z nią stało dalej (o ile do niej w ogóle wróci). Następnym powodem żeby jednak sobie odpuścić to poziom serialu i to, że faktycznie wyprzedził książkę. To nie buduje jeżeli masz czytać opasłe księgi jeżeli w jeden weekend nadrobisz wszystko sezonem.

Pieśń lodu i ognia to świetny cykl

i dziękuję autorowi, że go sprowadził na świat, a potem dał nam taki serial. Dziękuję też za to że powstaną w przyszłości kolejne seriale osadzone w realiach Siedmiu Królestw. Sięgnijcie po tą lekturę w oczekiwaniu na kolejny sezon, który będzie za rok. To będzie ciekawa powtórka przed wielkim finałem. Sprawdźcie chociaż pierwszy tom, a może Wam się spodoba i przeczytacie resztę. A jeżeli nie to jest jeszcze masa innych powieści, które czekają żeby Was zabrać do świata przygód. Chociażby Fizyka Zbigniewa Kąkola.

Skomentuj:

:)
:(
=(
^_^
:D
=D
|o|
:"(
;)
(Y)
:o
:p
:P

Pisząc komentarz zachowaj kulturę. Głupie i bezsensowne komentarze oraz hejty będą kasowane.

Designed By Blogger Templates | Templatelib & Distributed By Blogspot Templates